Listopad to jeden z dotkliwszych wrzodów na dwunastnicy roku. Często bywa zimno, pada, a zamglone niebo tworzy scenografię filmu grozy, w którym morderczy smog czai się i otula nas swoim czarnym płaszczem. Dusi, nie pozwala oddychać, szczypie w oczy. Jest przyczyną bólu głowy i kaszlu, problemów z koncentracją i złego samopoczucia. Podąża za nami krok w krok, jest jak cień, którego w żaden sposób nie można się pozbyć. Wnika w skórę, włosy i ubrania, które brudzi i pokrywa sadzą.
Dla mieszkańców aglomeracji, gdzie koncentracja ludzi na stosunkowo małej przestrzeni jest duża, smog jest szczególnie dotkliwy i tu też najbardziej pokazuje swoje ciemne oblicze. Niektórzy próbują się bronić nosząc maski, inni zostają w domu, ale większość z nas udaje, że wszystko jest OK. No może czasem wyrwie się komuś i stwierdzi, że na ulicy po prostu śmierdzi. Nie poświęcamy mu zbyt wiele uwagi i z zapałem realizujemy swoje zwykłe zadania dnia codziennego, nie bacząc na fakt, że przebywanie na powietrzu, albo zwykły spacer może być szkodliwy dla zdrowia.
A zaczęło się w Londynie w 1952 roku, kiedy w ciągu czterech przedświątecznych grudniowych dni nagle wskutek niedotlenienia, zaburzeń pracy serca i układu oddechowego zmarło cztery tysiące osób. Przyczyną były tlenki siarki, pochodzące ze spalania węgla w gospodarstwach domowych oraz spaliny samochodowe, które osadzały się na cząsteczkach słynnej londyńskiej mgły. W ten sposób zaistniał nowy problem cywilizacyjny, który po raz pierwszy nazwano.
Jesteśmy świadomi presji jaką nasz gatunek wywiera na środowisko, przez co staramy się je chronić i przywracać jego dobry stan dlatego segregujemy odpady, pijemy kranówkę, nie korzystamy z plastykowych opakowań i oszczędzamy wodę. Jednak ze smogiem jakoś nie możemy się uporać. Wciąż za mało korzystamy z transportu zbiorowego, którego ceny systematycznie rosną, co nie przekonuje nas do zmiany nawyków, a o alternatywnych źródłach energii opowiadamy jak o bajkach, w które już chyba mało kto wierzy. Wciąż drogie ogniwa fotowoltaniczne i brak alternatywy dla spalania węgla w domowych kotłowniach czynią nas zakładnikami miast, w których śmiercionośne powietrze morduje mieszkańców. Wydaje się, że tylko racjonalna zmiana polityki w stosunku do energii jądrowej jest w stanie rozwiązać ten problem. Na razie jednak nikomu nie zależy na tym, aby przekonywać nas do tego, bo mogłoby to zagrażać interesom państw, których gospodarka oparta jest na węglu.
Dokąd więc nie zmienimy myślenia całego społeczeństwa,skazani jesteśmy na wdychanie fatalnego jakościowo powietrza. Ciekawe tylko - jak długo?
mgr Natalia Myga